sobota, 13 czerwca 2009

(Najprawdopodobniej) Najpiękniejsza Dziewczyna Świata

Ja, z każdej strony maluczki, jak to na maluczkich przystało, z szczerym oddaniem zapatruję się na poczynania Wielkich Tego Świata. Wielcy, jak to Wielcy, szczerze oddają się ekstatycznym uniesieniom w rezultacie ujrzenia rzadko spotykanej (ale jednak!) Najpiękniejszej Dziewczyny Świata. Nie wiem, czy maluczkim dane jest czasem dotknąć świata Wielkich. Zdaje mi się jednak, że dziś spotkałem (Najprawdopodobniej) Najpiękniejszą Dziewczynę Świata!

Po tak szumnym wstępie spodziewać by się można chociaż próby nawiązania do stylistyki Wielkich, acz najpewniej w moim przypadku jest to niemożliwe. Nie stać mnie nawet na niskich lotów epigoństwo. Dlatego też postaram się najlepiej jak umiem, więc nędznie, opisać całe zajście.

Rzecz miała miejsce dzisiejszym, kapryśnym popołudniem w jednym z edeńskich przybytków handlu, gdzie udałem się w celu uzupełnienia zapasów dóbr do życia mi niezbędnych. Niby taka prozaiczna wycieczka i taki najzwyklejszy jej uczestnik, a mimo to, a może właśnie dlatego przytrafiło mi się niebywałe. Gdzieś pomiędzy chemią, a drogerią stało Anielskie Stworzenie – chciałbym wierzyć – tylko po to, by mnie swym anielskim uśmiechem obdarzyć. Czekało tam dzielnie od godzin kilku, choć rzekłbym, od setek lat, od wieków całych, od samego początku. Zanim istniał czas, Ona tam stała, by podarować mi namiastkę nieskończoności, fatamorganę absolutu. Tak, zobaczyłem Ją - (Najprawdopodobniej) Najpiękniejszą Dziewczynę Świata.

Choć moje rachityczne epitety nie są w stanie oddać piękna, jakiego byłem świadkiem, mogę rzec, że byłem jego uczestnikiem. Przecież to ja – twierdzę nadal śmiało – byłem adresatem uwagi Tej Niebiańskiej Istoty! Gdybym tylko wierzył w miłość od pierwszego wejrzenia, która oczywiście nie istnieje, mógłbym powiedzieć, że padłem jej ofiarą. Tylkoż trafiony strzałą Amora winienem natychmiast lec u stóp swej Penelopy, mnie jednak przyszło do głowy, by się do niej odezwać. 

Jeśli istnieje na świecie idealny generator absurdów, a to znaczy taki, który z perfekcją takowe wytwarza, to absolutnie doń się przybliżyłem, jeśli dziś szukałby kto doskonale zabłąkanego młodzieńca, na pewno znalazłby mnie. Jestem o tym święcie przekonany, choć właściwie nie pamiętam, co tak naprawdę wydukałem. Strumyk nieskładnych zdań, kilka chaotycznych myśli, błądzący po przestrzeni, płaczliwy wzrok – to wszystko na co było mnie stać. Cóż więc ja nieszczęsny mogłem począć, cóż mogło powstrzymać nieuchronną klęskę? 

Poratowałem się ucieczką, a po głowie plączą się tylko słowa piosenki:

You're just like an angel
Your skin makes me cry
You float like a feather
In a beautiful world

But I'm a creep...
I'm a weirdo...
What the hell am I doing here?