piątek, 25 grudnia 2009

Bilet

Dziś w ramach "Poetyckich uniesień niespełnionego grafomana" wierszydło sprzed czterech lat. Miałem zamiar ów plon mego intelektu mocno poprawić, ponieważ wydał mi się on o to wołającym (zwłaszcza w kwestii rytmu), w ostateczności jednak dawna forma i treść przetrwały zmienione nieznacznie.

Bilet
M.

Odnalazłaś mnie w kiosku
Tuż przy przystanku
Jednorazowy ulgowy
Bo przecież nie normalny

Ukryłaś mnie w kieszeni
Na krótko wiedziałem
O ile mogłem wiedzieć
Bo przecież śniłem cały

Skasowałaś mnie w miejskim
Gdzie szczęście na chwilę
Całkiem świadome że minie
Bo przecież taki los biletu

Wyrzuciłaś mnie po trasie
Już bilet nieważny
Lecz na zawsze Twój
Bo przecież skasowany

Żebym był tak chociaż miesięczny
Żebym był tak chociaż miesięczny...

sobota, 19 grudnia 2009

Słynny zielony pokrowiec

Przychodzi taki dzień w życiu matematyka, w którym ów dopuszcza się straszliwej niedorzeczności . Dla mnie pretekstem do popełnienia takowej stała się rocznica urodzin druha, który już nie raz służył mi natchnieniem, i któremu właśnie tę zbrodnię zadedykowałem.  Tak – spłodziłem wiersz, a w zasadzie to nawet piosenkę:

Słynny zielony pokrowiec
Krzysiowi

Piszę do Ciebie, gdy kończy się grudzień,
Jak masz na imię piastunko mych złudzeń?
Tyle czasu minęło, odkąd rzecz miała miejsce,
Na myśl samą o Tobie przechodzą mnie dreszcze.
Nadal w pamięci trzymam Twój zielony pokrowiec
Ów na gitarę chyba, a może jakiś większy instrument…

I oczu Twych czerń,
Co jak nocą jeziora toń,
Burzę włosów spiętych w kok,
Aurę dobra, skromne odzienie
I ten smutek tajemny.

Wielu wielkich pisało piosenki o Tobie,
Jestem ich tylko marnym epigonem.
Nie dziw, że słów brakuje, by opisać to piękno,
Którego wspomnienie jest mi ekstatyczną udręką.
Miłość od pierwszego wejrzenia, to oczywiście bujda,
Wymysłem jest głupca, a i Kupidyn to furda.

Lecz to właśnie on
Trafił mnie jedną ze strzał,
Tą czarną, co los mu ją dał,
Na mą wieczną mitręgę,
Gdyby tak się wtedy pomylił…

Jakże mogłem wtedy podejść do Ciebie,
Powiedzieć choć słowo, skraść twe spojrzenie?
Ty jesteś jak anioł, jak piórko na wietrze,
Na tym świecie złym me jedyne powietrze,
But I’m a creep, I’m a weirdo,
What the hell am I doing here?

Lecz co noc
Dotyk Twych dłoni śmiem śnić,
Me serce nie może już bić,
Odkąd ujrzało Cię tam
W tramwaju linii dwunastej

I oczu Twych czerń,
Co jak nocą jeziora toń,
Burzę włosów spiętych w kok,
Aurę dobra, skromne odzienie…